czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 7

U Dinho jestem już około miesiąca. Świetnie się razem dogadujemy, codziennie razem ćwiczymy, wygłupiamy itp. Przy nim zapomniałam o wszystkich problemach.
Leżałam na łóżku, zmęczona po treningu i myślałam co kupić i wysłać dla Leo na urodziny, które będą niedługo.
- Dinho co kupić na prezent dla Leo ?!- mówiłam schodząc po schodach
- Hmmm- zamyślił się- w sumie to nie wiem, ale jak rozmawiam z Leo to ciągle pyta o ciebie, więc może po prostu tam pojedź- uśmiechnął się
- Wolałabym tu zostać...
- Ana, ale to twój przyjaciel i jego ważny dzień-usiadł przy mnie obejmując mnie ramieniem- na pewno by chciał, żebyś z nim wtedy była
- Ale samo to, że tam pojadę to nie prezent...
- Jak to nie ?!- lekko się oburzył- Leo na 100 % wolałby ciebie niż jakiś prezent ! Ja ci to mówię...dobrze go znam
- Dobra to w takim razie na prezent dostanie moje zdjęcie z nim - uśmiechnęłam się, dałam mu buziaka w policzek i pobiegłam wybierać najlepsze zdjęcie.

***
Od razu po treningu pobiegłam do pokoju spakować to co potrzebne. W sumie to w Hiszpanii mam wszystkie swoje rzeczy, ale już takie przyzwyczajenie.
- Zbieraj się szybko ! Zawiozę cię na lotnisko- mówił z dołu Dinho w momencie, gdy wychodziłam z łazienki
- No zaraz dopiero prysznic wzięłam! Muszę się ogarnąć...
- Daję ci pół godziny...
W pośpiechu robiłam makijaż i fryzurę, które i tak przez podróż się zniszczą, ale zawsze wszystko można poprawić. Postanowiłam, że poświęcę się dla Leośka i założę sukienkę - do czego zawsze mnie namawia, ale ja nie lubię ani spódnic, ani sukienek - strasznie się w nich męczę, jak dla mnie są niewygodne.
- No ile jeszcze ?!- usłyszałam głos Dinho z salonu, na co od razu wzięłam torbę i zbiegłam na dół.
- Już - uśmiechnęłam się 
- No, no nie wiem czy teraz mogę cię samą puścić - pokazał mi język 
- Nic się nie bój poradzę sobie - dźgnęłam go w żebra
Pożegnaliśmy się na lotnisku...Niestety nie mógł ze mną lecieć, musiał coś załatwić, ale powiedział, że przyleci później i wrócimy razem.

***
Stałam przed domem Leo i słyszałam przeróżne odgłosy z salonu. Nie ma co ostra impreza.
Nacisnęłam dzwonek do drzwi i momentalnie hałas ucichł.
- Ej stary może to znowu twoi sąsiedzi, weź nie otwieraj- usłyszałam głos Marca na co od razu wybuchłam śmiechem
- Nie raczej nie. Słyszysz ktoś się śmieje- powiedział Pedro
- A może sobie dzieci jaja robią - odezwał się Dani
- Dobra cicho idę otworzyć - odezwał się Leo- Anto weź na chwilę Thiago ode mnie 
Po tych słowach drzwi się otworzyły i zobaczyłam gospodarza domu.
- Aaaaa ! Ana ! - krzyczał radośnie i zaczął mnie ściskać 
- Wszystkiego najlepszego ! - powiedziałam i wręczyłam mu ramkę z naszym zdjęciem, które było oczywiście pięknie zapakowane
- Dzięki - dał mi buziaka w policzek - nie musiałaś, wystarczy, że dziś tutaj jesteś - dodał i znów mocno mnie przytulił- No i masz na sobie sukienkę - pokazał mi język
- No Leo z kim tak długo gadasz ?- odezwał się Cesc
- Mamy gościa - odpowiedział radośnie i pociągnął mnie za sobą do salonu
- Ooo! Ana ! - zaczął Tello i podbiegł mnie przytulić, a za nim reszta 
Myślałam, że na urodzinach Leo będą wszyscy, ale na samym początku zabrakło Jordiego, który podobno gdzieś wyszedł, żeby odebrać telefon...Postanowiłam, że wyjdę chwilę na dwór. Oczywiście Anto wyszła za mną, żeby pogadać.

6 komentarzy:

  1. świetny rozdział czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. zapraszam na nowy rozdział http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem ciekawa jak się dalej potoczy ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe, ciekawe :)
    http://barcaloveforever.blogspot.com/ Nowy rozdział. Leczę na komentarze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć! Właśnie zyskałaś nową fankę tego opowiadania. Cholernie mi się tu podoba, serio. I nie waż się kończyć tego opowiadania, bo zabiję! :D Czekam z niecierpliwością na kolejny. No i rozpływam się - DZIĘKUJĘ ZA RONALDINHO! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń